Rysowanie, od kiedy pamiętam, było elementarną częścią mojego życia. Przychodziło naturalnie, z łatwością, kreska po kresce rysowałam każdy obraz, jaki wyobraźnia podsuwała mi przed oczy. Wkrótce, wraz z każdym dniem dorastania, powoli poznawałam świat i innych twórców. Zauważyłam, że moje rysunki nie są idealne - a jak każdy dążyłam do perfekcji. Dlatego też pewnego rodzaju rywalizacja stała się częścią świata sztuki. Poznawałam nowe techniki, obserwowałam innych artystów, znosiłam krytykę, poprawiałam błędy i zaczęłam, od czasu do czasu, zbierać pochwały w świecie, w którym każdy dzień to wyzwanie, a każde wyzwanie to eksplozja emocji. Największą rewolucję moja kariera artysty przeżywa w liceum. To tu zmienia się mentalność młodych ludzi, wraz z poznawaniem siebie, kształtuje się światopogląd. I o ile w pierwszym roku nie ujawniałam się ze swoją pasją, tak w obecnym aktywnie biorę udział w różnych konkursach.
Niedawno ogłoszono nowy: "Komiks wierszem" organizowany przez Port Literacki. Najważniejsza zasada została opisana w nazwie konkursu - trzeba stworzyć komiks na podstawie wiersza.
Sprawy zaczęły się komplikować na poziomie technicznym, gdzie problemy sprawiała rezerwacja wiersza oraz ograniczenia w postaci dozwolonej ilości plansz. Jednak organizatorka, pani Kamila Pawluś, okazała się bardzo życzliwa i mimo wielu komplikacji oraz problematycznych maili, które do niej pisałam, zawsze wyciągała pomocną dłoń. W końcu otrzymałam wiersz Andrzeja Sosnowskiego "I nic dziś już nie". Samodzielna interpretacja pozostawiała w mojej głowie wiele wątpliwości i nie dawała żadnego pomysłu na graficzne wykonanie. Jednak dzięki pomocy pani Izabelli Kubickiej - mojej nauczycielki języka polskiego, sprawa stała się przejrzysta jak kropla łzy. Tym razem niespodziewanie moja Muza przybrała postać polonistki, dzięki której komiks sam naszkicował się w mojej wyobraźni. Po dłuższej rozmowie okazało się również, że obie miałyśmy podobny sposób rozumienia wiersza.
Z powodu również ograniczonej liczby czasu na realizację komiksu straciłam przeszło czterdzieści trzy godziny na wykonanie - od szkicu aż po efekt końcowy. Cztery wstępne szkice, dwadzieścia zmarnowanych kartek, ciągnąca się w nieskończoność praca z komputerem. Nieprzespana noc i ciężki weekend były tego warte - nigdy nie zapomnę miny pani Pawluś, kiedy przyniosłam gotowe plansze do Biura Literackiego. "Tak szybko?" usłyszałam od niej, przypomniawszy sobie niekończącą się noc i połamane ołówki.
Fotograf: Adrianna Steć |
Bianka Kopejkin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz