niedziela, 30 grudnia 2012

Nakręceni przez Dorę

Kadr z filmu.
  
   W październiku, na jednym ze spotkań „Szkoły z Poezją”, usłyszeliśmy o projekcie „Nakręć wiersz”. Od początku byliśmy gotowi podjąć się tego zadania i bardzo szybko zebrała się grupa osób chętnych do udziału tym przedsięwzięciu.   
   Już pierwszego dnia pojawiły się trudności. Trzy razy musieliśmy rezerwować wiersz, ponieważ ciągle nas ktoś wyprzedzał, ale nie zniechęcaliśmy się. Zapał towarzyszył nam od pierwszego spotkania. Zapoznaliśmy się z wierszem „Dora. Październik” Andrzeja Niewiadomskiego. Dzieło okazało się trudne, mieliśmy milion pomysłów, jednak ciężko było je połączyć w spójną całość. Przez długi czas urządzaliśmy burze mózgów, miejskie wędrówki, zakradaliśmy się do miejsc, do których normalnie byśmy nie zajrzeli i nagrywaliśmy... nagrywaliśmy, nagrywaliśmy. Wiersz cały czas nam towarzyszył, tkwił w głowach i powoli kiełkował. I tak oto doszliśmy do końca działań, przeżyliśmy wiele ciekawych chwil, związanych z projektem i na pewno staliśmy się bardziej wrażliwi na piękno poezji.    
   Efekty naszej pracy będzie można zobaczyć dopiero po zakończeniu konkursu...

                                                                                                                                               I.Ł

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Recenzja tomiku Katarzyny Fetlińskiej


   ,,Przede wszystkim sztuka wizualna próbuje przemawiać przez podmiot za pomocą słowa.’’ Przytoczona wypowiedź Katarzyny Fetlińskiej idealnie charakteryzuje jej debiutancki tomik poezji – „Glossolalia”. Zmienia w nim zwyczajne słowa w ruchome obrazy. Nie ma dla Niej przeszkód. Ożywia to, co martwe, jednocześnie nadając słowom całkowicie inne znaczenie. Między innymi dzięki temu Jej wiersze mają równe, żywe tempo.

   Podchodzi do wszystkiego z dystansem. Lubi gry. Uważa, że pozornie nie traktują rzeczywistości poważnie, lecz dzięki nim może zdystansować się do rzeczywistości, próbując ją oswoić. W swych utworach stara się mówić w imieniu ogółu, zagłuszając podmiotowe ‘’ja’’. Aby dobrze zrozumieć autorkę, trzeba zagłębić się w lekturę jej wierszy. Choć zamknięte w przepiękną formę, dla zwykłego czytelnika mogą być zwyczajną ‘’sztuką dla sztuki’’. Niezrozumiałą, bezsensowną, napisaną dla podniesienia samooceny autorki i chęcią pochwalenia się znajomością języków obcych. Między innymi dlatego, aby wystrzec się takich opinii, Katarzyna Fetlińska, tytuły swoich wierszy zaczerpnęła z dzieł, które Ją zainspirowały. Obok nich pojawia się rok, w którym napisała utwór. Już w nazwie tomiku autorka podkreśliła wizualność, cechującą jej twórczość. Podwojone „s” jest cieplejsze, symetryczne, a jednocześnie bardziej syczy jak wąż, którego można dostrzec na okładce.

   Cały tomik przepełniony jest metaforyką, grą, matematyczną analizą. Aż trudno uwierzyć, że tak znakomita pisarka zaczynała od wierszy o nieszczęśliwej miłości…

J.C i M.Ż

sobota, 22 grudnia 2012

Fotorelacja ze spotkania z Katarzyną Fetlińską





Fotograf: Adrianna Steć
Autor rysunku: Bianka Kopejkin
Spotkanie w LO VIII z Katarzyną Fetlińską


,,Sylwetki i Cienie"



We thrive for disasters…


  Grudzień 2012 roku to z pewnością nieprzypadkowa data wydania tomiku poezji ,,Sylwetki i Cienie” Andrzeja Sosnowskiego. Autor poruszył w tej książce nośną i aktualną tematykę, zbliżającej się według kalendarza Majów Apokalipsy, a ze swych katastroficznych wizji utworzył niezwykle piękną, niemal baśniową scenerię, która silnie pobudza emocje i wyobraźnię.

  Podążając ścieżką dynamicznej ekspresji barwnych, finezyjnych opisów czytelnik dociera do miejsca, w którym ogłusza go huk wybuchających wulkanów, a jego oczy razi potężny błysk kosmicznych eksplozji. Spoglądając w niebo wśród tych ,,wstęg rozbłysków” i ,,pióropuszy ognia” dobitnie uświadamia sobie własną bezradność wobec ogromu wszechświata, budzi się w nim respekt dla rządzących całym uniwersum praw i kształtujących je tajemniczych zjawisk. I choć pociąga go ich enigmatyczny urok, to w swym lęku i poczuciu niepewności woli uciec i się ukryć. Tylko gdzie?

  Najlepiej pod osłonę nocy, gdy nie widać sylwetek i cieni. Bowiem ten kamuflaż daje nadzieję
na chwilę wytchnienia od pędu współczesności, od chaosu świata. Niestety, okazuje się, że nawet
kurtyna ciemności nie odseparuje czytelnika od tego natrętnego zgiełku. Zatem nie ma możliwości,
by go uniknąć. Podobnie jak końca znanego nam świata, który prawdopodobnie niebawem
nadejdzie…

  Właśnie te silne odczucia, które budzi w czytelniku zgłębianie się w stworzony przez Sosnowskiego świat, zasługują na szczególną uwagę. Jednak chciałabym również wspomnieć o kolejnym, ogromnym atucie wierszy tego tomu, mianowicie przedstawieniu globalnej katastrofy w sposób budzący nie tyle grozę, co zauroczenie i fascynację. Z jego powodu przepiękny obraz owych ,,wstęg i rozbłysków,    pióropuszy ognia, szkarłatnych chmur i mgieł szafirowych” niewątpliwie na długo utkwi w mojej pamięci.

Urszula Drwęcka

piątek, 21 grudnia 2012

Port literacki po godzinach


  Poezja jak „trujące cukierki”?



   Biuro literackie organizuje różne imprezy poza konkursem „Szkoła z poezją”. Jedną z nich jest „Port literacki po godzinach”, na którym miałam okazję się znaleźć w sobotę, 15 grudnia. Spotkanie rozpoczęło się parę minut po osiemnastej słowem wstępnym, bowiem miało nietypową formułę. Tym razem mogliśmy wysłuchać dwudziestu młodych twórców, którzy dostali się na XVIII edycję „Połowu”, a także być świadkami wywiadu z debiutantami poprzednich edycji- w części pierwszej spotkania oraz przysłuchiwać się wywiadowi z Marcinem Sendeckim w części drugiej.
   Na początku młodzi twórcy czytali swoje utwory, przez co mieli okazję się zaprezentować,
aby jury mogło wybrać ośmioro spośród tych, którzy będą mieli okazję wydać swoje wiersze w
almanachu XVIII edycji „Połowu”, a później także, być może, w swoim debiutanckim tomie poezji. W
tej części spotkania wystąpili m.in. Oliwia Betcher, Maciej Papierski, Monika Prędkowska, Maciej Kulis
i Szymon Słomczyński.
  W następnej części spotkania słuchaliśmy wywiadów z młodymi debiutantami, którzy
wydali już swoje pierwsze tomiki poezji: laureatem XIV edycji „Połowu” Filipem Wyszyńskim oraz
laureatką XV edycji „Połowu” Katarzyną Fetlińską. Najpierw swoje wiersze przeczytał nam pan
Filip. Po krótkiej rozmowie dowiedzieliśmy się też, że miał on problemy z wydaniem swojego
tomu „Skaleczenie chłopca”, jego redakcja trwała aż dwa lata i przez ten czas bardzo zmienił się jego
styl pisania, przez co wiersze te są zupełnie inne niż w almanachu. Ciekawostką jest też to, że młody
poeta był pianistą, co jak sądzi, wpłynęło na rytmiczność i melodyjność jego wierszy. Następnie
mogliśmy usłyszeć wspaniale przeczytane wiersze pani Kasi, która wydała debiutancki tom bardzo
szybko, w czym pomogła jej nietypowa interpretacja głosowa wierszy. Autorka wyjaśniła nam, że
pisze, by dać głos ludziom z dzieł sztuki, tj. obrazów, filmów.
    Po dziesięciominutowej przerwie spotkaliśmy się ponownie na dalszej części spotkania-
wywiadzie z panem Marcinem Sendeckim, autorem, którego książka „Błam” ukazała się w Biurze
Literackim 20 lat po debiutanckim tomie „Z wysokości”. Usłyszeliśmy kilka wierszy, które przeczytał
sam autor m.in. „Odę do Biblioteki Narodowej” oraz „Na wiersze zebrane Krzysztofa Jaworskiego”.
   Mogliśmy się dowiedzieć, że utwory w najnowszym tomie „Błam”, są zbiorem utworów z
poprzednich tomików pana Sendeckiego, które są krótkie, esencjonalne i bogate w uczucia. Zawierają
one także dużo cytatów innych twórców, które podobały się autorowi i odegrały ogromną role zwłaszcza w poezji lat 60-tych. Pan Sendecki przyznał, że jego wiersze to historyjki, które są ze sobą w jakiś sposób połączone, mimo że się zmieniają, a autor z czasem przechodzi z pisania płynnych zdań, łączących się ze sobą, do smakowania słów i ich brzmienia.

                                                                                                                                                                                                    K.B

środa, 19 grudnia 2012

Spotkanie w zimowy poranek



Fotograf: Adrianna Steć
  Czarne włosy, długa grzywka, rzucająca niewielki cień na ładną twarz z dużymi, ciekawymi oczami i czerwonymi od mocnej szminki, ustami. Taka właśnie osoba wchodzi do naszej czytelni. Nikt by się nie spodziewał, że ta, na pierwszy rzut oka młodziutka dziewczyna, mająca mroczny styl ubierania się, okaże się wspaniałą, mądrą i wrażliwą poetką. Katarzyna Fetlińska przybyła do naszego liceum 14 grudnia, aby zaprezentować swój tomik poezji pt. „Glossolalia”, którego tytuł mówi o darze posługiwania się językami niezrozumiałymi dla innych.

Szybko się u nas klimatyzuje i prosi o to, aby mówić sobie na ty. Rozpoczyna spotkanie od przeczytania nam swojego wiersza „In Absentia 2000”. W utworze autorka, jak sama podkreśla, starała się oddać głos osobie, o której jest wiersz. W tym przypadku mówi on o kobiecie, przebywającej w szpitalu psychiatrycznym, mającej problem z oddzieleniem dwóch światów, realnego i wyimaginowanego. Jej rozdwojenie jaźni jest spowodowane chorobą zwaną schizofrenią.
   Nikt nie spodziewał się, że sposób przeczytania tego wiersza zrobi na nas tak ogromne wrażenie. Po skończeniu deklamacji, autorka otrzymuje gromkie brawa. Nie na co dzień spotyka się poetę, który czyta swoje dzieła z taką pasją i zaangażowaniem. Kasia podkreśla, że chciała, aby żeby wiersz czytany po cichu i  na głos mógł wywierać różne odczucia i emocje.

Fotograf: Adrianna Steć
 

W dalszej części spotkania poetka opowiada nam, że swoją przygodę z pisaniem rozpoczęła w wieku szesnastu lat. Na początku były wiersze o miłości, o uczuciu, które jej wtedy towarzyszyło. Teraz swoje inspiracje czerpie z zagranicznych oraz polskich poetów, np. Mikołaja Sępa Szarzyńskiego oraz z muzyki metalowej, która jest bliska jej sercu.

Na pytanie czy boi się opinii innych, odpowiada, że boi się chamstwa ze strony drugiego człowieka, konfrontacji z osobami, które chcą oceniać, a tak naprawdę nie wiedzą o czym mówią.


Moim zdaniem Katarzyna Fetlińska jest przykładem, na to, że pomimo młodego wieku można odnosić sukcesy. Wspaniała poetka, o której pewnie nie raz jeszcze usłyszymy.
M.W.

piątek, 7 grudnia 2012

Relacja z Pogotowia-literackiego z A. Sosnowskim



      „Chodźmy na pola”


   We Wrocławiu, choć do kalendarzowej zimy jeszcze kilka tygodni, już widać jej wszystkie symptomy,
śnieg po kolana, buty brudne od błota i niestety – ludzie umierający wśród tłumu. Przechodząc
Przejściem Świdnickim zauważyłem leżącego na schodach mężczyznę, ot jeden z wielu bezdomnych
żebraków, którzy w zimne dni zgubnie rozgrzewają się alkoholem. Przeraziłem się, nie tym, że
muszę ratować człowieka – bo wiem jak to robić, ale obojętnością ogromu ludzi, którzy niczym
cienie przechodzili obok. Koniec końców przyjechał radiowóz, by zabrać tego człowieka na Izbę
Wytrzeźwień, a ja spóźniony przyszedłem do ciepłej i jasnej sali Biura Literackiego. Był 6 grudzień
godzina 18, czyli Pogotowie Literackie, tym razem z Andrzejem Sosnowskim, poetą, tłumaczem,
redaktorem. Miało się jednak wrażenie, że spotkanie nie jest właściwie z nim, lecz z kimś innym…

  „Chodźmy na pola, zanocujmy w wioskach” jest to cytat z „Pieśni nad Pieśniami” czyli według
Sosnowskiego najpiękniejszej pieśni o miłości. Uważa, że przełamanie tego wersu jest genialne, „chodźmy na pola” jest czymś zwyczajnym, ale „zanocujmy w wioskach” daje nadzieję na przygodę, na jakieś niezwykłe przeżycia. Podobnie jak mickiewiczowski cytat „Śniła się zima, ja biegłem w szeregu”.

   Jednak nie o wersach i ich łamaniu dane było nam rozmawiać, lecz o trzecim, najwybitniejszym, zdaniem gościa, autorze wszechczasów, a mianowicie o Jeanie Arturze Rimbaud. Wskazuje już na to pierwszy wiersz i jego tytuł „REM”. Od razu widać w nim wiele znaczeń, jak chociażby do fazy snu R.E.M. kiedy to pojawiają się marzenia senne.

   W tym momencie zauważyłem podobieństwo Rimbaud'a z bezdomnym, którego uratowałem przed zamarznięciem, obaj byli zagubieni. Rimbaud w czasie swego krótkiego życia popadł w alkoholizm, stał się włóczęgą, by na chwilę, przed śmiercią, odnaleźć siebie gdzieś, na terenie dzisiejszej Etiopii. Tułaczka Rimbauda została podkreślona, Sosnowski wspomniał o powtarzającym się w twórczości tego poety dążeniu do Zanzibaru, nigdy tam nie dotarł.

   Przez całe spotkanie przewijał się też, w formie żartu, motyw papierosów, na tyle często, że
Sosnowski wyjawił nam ulubioną markę papierosów, koniec końców nie udało się nikomu zapalić,
ponieważ z uwagi na czujniki dymu skończyło by się to potopem. W miarę trwania spotkania autor
coraz częściej wspominał o swojej potrzebie, jak gdyby chciał się wyrwać.

   Ponieważ nieubłagalnie zbliżał się 21 grudzień, a dodatkowo w tomiku pojawiają się ilustracje z Kodeksu Drezdeńskiego, zapytano Sosnowskiego o to, czy wierzy w koniec świata, który ma nastąpić tego dnia. Odpowiedział, że bardzo liczy na koniec świata, ale nie stanie się to za jego życia.

    Chwilę poświęcono też muzyce, która to stanowi istotną część nowego tomiku, sam tytuł bowiem pochodzi z piosenki Davida Bowiego „It’s no game” („Silhouettes and shadows watch the revolution”). A sam poeta zapytany o ostatnią piosenkę na Titanicu wybrał „Ashes to ashes” tego samego wykonawcy.
    Poeta mówił również o angielskich słowach, „disaster” oznacza „nieszczęście”, ale po rozbiciu go otrzymujemy dis-nie aster-gwiezdny, czyli oznacza to coś co nie jest „po myśli” gwiazd, „piękne słowo” – skomentował Sosnkowski. Podobnie jest z „butterfly” – „motyl”. Po rozbiciu uzyskujemy butter - masło, fly - latać. Pozornie to bez sensu, lecz gdy dotyka się delikatnych skrzydeł motyla… to tak jak by dotykało się masła...

Marcin Śledziński

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Sylwetka K. Fetlińskiej



Autor: Bianka Kopejkin
Imię: Katarzyna

Nazwisko: Fetlińska

Urodzona: 1991r.

Wykształcenie: Studentka filologii angielskiej na Uniwersytecie Warszawskim.

Katarzyna Fetlińska swoje zamiłowanie do poezji odkryła gdy miała 16 lat. Zaczęła pisać wiersze i jej twórczość została doceniona. W 2011 roku została laureatką projektu Biura Literackiego „Połów. Poetyckie debiuty”. Wydała swoje wiersze w czasopismach "Rita Baum", "Pogranicza" i „ Neurokultura". Jej największym sukcesem było opublikowanie własnego tomiku "Glossolalia" (2012).

                                                                                                                                                     



M.Ż

niedziela, 2 grudnia 2012

Pasja...

 
    Rysowanie, od kiedy pamiętam, było elementarną częścią mojego życia. Przychodziło naturalnie, z łatwością, kreska po kresce rysowałam każdy obraz, jaki wyobraźnia podsuwała mi przed oczy. Wkrótce, wraz z każdym dniem dorastania, powoli poznawałam świat i innych twórców. Zauważyłam, że moje rysunki nie są idealne - a jak każdy dążyłam do perfekcji. Dlatego też pewnego rodzaju rywalizacja stała się częścią świata sztuki. Poznawałam nowe techniki, obserwowałam innych artystów, znosiłam krytykę, poprawiałam błędy i zaczęłam, od czasu do czasu, zbierać pochwały w świecie, w którym każdy dzień to wyzwanie, a każde wyzwanie to eksplozja emocji. Największą rewolucję moja kariera artysty przeżywa w liceum. To tu zmienia się mentalność młodych ludzi, wraz z poznawaniem siebie, kształtuje się  światopogląd.  I o ile w pierwszym roku nie ujawniałam się ze swoją pasją, tak w obecnym aktywnie biorę udział w różnych konkursach.
   Niedawno ogłoszono nowy: "Komiks wierszem" organizowany przez Port Literacki. Najważniejsza zasada została opisana w nazwie konkursu - trzeba stworzyć komiks na podstawie wiersza.
   Sprawy zaczęły się komplikować na poziomie technicznym, gdzie problemy sprawiała rezerwacja wiersza oraz ograniczenia w postaci dozwolonej ilości plansz. Jednak organizatorka, pani Kamila Pawluś, okazała się bardzo życzliwa i mimo wielu komplikacji oraz problematycznych maili, które do niej pisałam, zawsze wyciągała pomocną dłoń. W końcu otrzymałam wiersz Andrzeja Sosnowskiego "I nic dziś już nie". Samodzielna interpretacja pozostawiała w mojej głowie wiele wątpliwości i nie dawała żadnego pomysłu na graficzne wykonanie. Jednak dzięki pomocy pani Izabelli Kubickiej - mojej nauczycielki języka polskiego, sprawa stała się przejrzysta jak kropla łzy. Tym razem niespodziewanie moja Muza przybrała postać polonistki, dzięki której komiks sam naszkicował się w mojej wyobraźni. Po dłuższej rozmowie okazało się również, że obie miałyśmy podobny sposób rozumienia wiersza.
Z powodu również ograniczonej liczby czasu na realizację komiksu straciłam przeszło czterdzieści trzy godziny na wykonanie - od szkicu aż po efekt końcowy. Cztery wstępne szkice, dwadzieścia zmarnowanych kartek, ciągnąca się w nieskończoność praca z komputerem. Nieprzespana noc i ciężki weekend były tego warte - nigdy nie zapomnę miny pani Pawluś, kiedy przyniosłam gotowe plansze do Biura Literackiego. "Tak szybko?" usłyszałam od niej, przypomniawszy sobie niekończącą się noc i połamane ołówki.
Fotograf: Adrianna Steć
       Każdy proces twórczy uwalnia wachlarz emocji, które kolejno przenikają artystę z każdą mijającą godziną. Efekt końcowy zawsze jest tego wart. Finał konkursu rozstrzygnie się dopiero w kwietniu przyszłego roku, ale niezależnie od tego czy przejdę do kolejnego etapu, czy wygram, czy nie - nigdy nie będę żałować zdobytego doświadczenia, tych wszystkich emocji oraz możliwości zostawienia po sobie śladu.


Bianka Kopejkin

piątek, 23 listopada 2012

Relacja z pogotowia z B. Zadurą


Ptaszek zmartwychwstał szybko


   W jeden z pierwszych, naprawdę zimnych wieczorów w ramach już szóstego Pogotowia Literackiego 22 listopada odbyło się spotkanie z poetą, prozaikiem i tłumaczem Bohdanem Zadurą promujące jego nowy tomik „Zmartwychwstanie Ptaszka”. Tomiku wyjątkowego, bo powstałego z myśli i snów autora, składającego się z krótkich, często jednozdaniowych wierszy jak: "Modlitwa feministki - Boże jaka jesteś piękna" („Modlitwa feministki") oraz długich, rozbudowanych, jak tytułowe „Zmartwychwstanie Ptaszka”.

 Część właściwa spotkania rozpoczęła się od odczytania „Zmartwychwstania Ptaszka,” wiersza poświęconego Henrykowi Berezie. Bohdan Zadura zapytany o to, jak należy go rozumieć przeczytał jego autointerpretację (jest ona dostępna na stronie Biura literackiego). Ostatnim z tekstów, jakie pojawiły się tego wieczoru, był wiersz „Matka Odchodzi”, tekst podzielony na dwie części. W pierwszej znajdują się rozmyślenia na temat Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego, a w drugiej refleksje o Matce, i jej społecznej roli, zakończone modlitwą do „Mamy Chrystusowej”.

  Spotkanie skończyło się, było krótkie, wydawać się mogło, że za krótkie, patrząc przez pryzmat
wcześniejszych pogotowi, jednak te kilkadziesiąt minut wystarczyło na wyczerpanie tematu, a ja
wróciłem na zimny, wrocławski rynek.


Marcin Śledziński

środa, 14 listopada 2012

Dystans i ironia


Zapoznając się z najnowszym tomikiem poezji Bohdana Zadury ,,Zmartwychwstanie Ptaszka”, łatwo zauważyć, iż jest to dzieło pod względem formy niejednorodne, również poniekąd niekonwencjonalne. Realizując swą autorską koncepcję, poeta przeplata ze sobą krótkie, jedno bądź kilkuwersowe wiersze z utworami długim, zyskującymi niemal rangę poematu. Zapiski swoich sennych urojeń umieszcza obok relacji z rzeczywistych zdarzeń, a momentami również rezygnuje z klasycznej kompozycji wiersza, by niektóre utwory zapisać w prostszej, prozatorskiej formie. Wszystkie te nietypowe zestawienia nie sprawiają jednak wrażenia dysharmonii, wręcz przeciwnie: idealnie ze sobą współgrają, tworząc pełny i spójny obraz.

Zadura w swoich wierszach w krytyczny subiektywny sposób opisuje otaczającą go rzeczywistość, zachowując do niej dystans graniczący z nieufnością. Zwraca uwagę na różne aspekty ludzkiej natury podporządkowanej specyfice naszych czasów. Dostrzega przy tym liczne wady i paradoksy obrazu życia narzuconego nam przez współczesność. Łączy to wszystko z lekko drwiącym poczuciem humoru, naznaczając swoje utwory dostrzegalną rysą egzystencjalnej goryczy.


Warto również zauważyć, że myśli przewodnie utworów tego tomiku często pozbawione są utrudniających ich zrozumienie zbędnych zawiłości. Choć ów przekaz wydaje się jednoznaczny, to w jego pozornej prostocie tkwi niezwykła błyskotliwość. Tę właśnie trafność spostrzeżeń autora oraz całkiem przystępny, choć mądry i niebanalny sposób ich ukazania należy zauważyć i docenić w najnowszym dziele Zadury, oddając należny szacunek mistrzowi pisarskiego rzemiosła.

                                                                                                                                                                               Urszula Drwęcka

niedziela, 11 listopada 2012

Bookcrossing


Autor zdjęcia: Katarzyna Czerniak

Wolna książka we Wrocławiu


   Bookcrossing to idea, która narodziła się w 2001 roku w USA. Jest to darmowe przekazywanie książek innym ludziom, poprzez pozostawianie ich w miejscach publicznych, a przez to promowanie czytelnictwa.

   W Polsce największym portalem traktującym o zjawisku książki w podróży jest strona bookcrossing.pl, założona przez Macieja Ślużyńskiego i Lechosława Gawrońskiego. Pozwala ona na rejestrację książki poprzez specjalny numer, a dzięki temu jej łatwiejszą identyfikację. Poza tym w całym kraju organizowane są liczne akcje promujące tę ideę, a miasta fundują specjalne skrzynki na książki w najpopularniejszych miejscach, m.in. Łódź, Poznań czy Wrocław.

   We Wrocławiu posiadamy pięć oficjalnych skrzynek: w rynku, na pergoli, na dworcu
Głównym, w Ogrodzie Botanicznym i Pasażu Grunwaldzkim. Poza nimi książki można
zostawiać też w niektórych bibliotekach czy ośrodkach naukowych.

   Jeśli mam oceniać sam pomysł akcji, to jest on na szóstkę. Wizja darmowego obcowania z
literaturą, bez jakichkolwiek ograniczeń, jest niezwykle kusząca. Niestety, rzeczywistość
maluje się w szarych barwach. Oficjalne skrzynki są puste, nieco lepiej sytuacja wygląda
w bibliotekach, ale i tam brakuje ciekawszej lektury, a skoro i tak musimy się do niej udać,
to dlaczego nie korzystać z jej znacznie szerszych zasobów? Minusem tej akcji jest brak w
wyznaczonych do tego celu miejscach książek, bo jak wymieniać książki skoro ich nie ma?

   Jedną z przyczyn niewątpliwie są ludzie, którzy zabierają lektury, bez pozostawiania
własnych, drugą jest nadal słabe rozpropagowanie akcji, osobiście usłyszałem o niej
pierwszy raz przy okazji pisania tego artykułu. Być może gdyby zainwestowano w reklamę,
zorganizowano happeningi oraz stopniowo dostarczano książki, które zalegają w magazynach
księgarni, ten stan by się zmienił. Akcja zawodzi jednak i od strony technicznej. Portal internetowy jest niefunkcjonalny. Przykładowo: wyszukiwarka cofa do strony głównej, a same półki często istnieją jako losowy ciąg znaków lub ich położenie jest zbyt ogólne (np. „w centrum”), co sprawia wrażenie braku moderacji serwisu.

   Co do przyszłości, myślę, że inicjatywa potrzebuje jeszcze paru lat ciężkiej pracy i
innowacyjnych pomysłów, np. finansowanie zakupu książek poprzez umieszczanie reklam na
okładkach. Nie mniej jednak na uznanie zasługuje wszystko, co ma przyczynić się do wzrostu
poziomu czytelnictwa.

Marcin Śledziński

piątek, 9 listopada 2012

Wiersz potrzebuje wolności


Wiersz potrzebuje wolności

   Dnia 8 listopada na kolejnym spotkaniu w ramach Pogotowia Literackiego swoją
obecnością zaszczyciła nas poetka Justyna Bargielska. Liczna reprezentacja liceów, biorących udział w akcji ,,Szkoła z poezją” oraz pozostali uczestnicy, rozsiedli się w fotelach jeszcze przed godziną rozpoczęcia wydarzenia. Kiedy gość, ze skromnie spuszczonym wzrokiem i lekkim uśmiechem, błąkającym się na ustach, zajął miejsce w rogu Sali, zgaszono część świateł, tworząc przytulną, kameralną atmosferę. Jednak cichy gwar rozmów zanikł dopiero wówczas, gdy poetka zabrała głos.

    Na początku przeczytała wiersz ,,Zatarty fresk” pochodzący z jej najnowszego wydawnictwa – wyboru poezji Leopolda Staffa ,,Wyszedłem szukać”. Następnie dokonała jego indywidualnej, subiektywnej interpretacji. Zdradziła nam, że w tym wierszu urzekła ją jego obrazowość, sposób, w jaki działa on na jej wyobraźnię i trwałość śladów, jakie pozostawia w jej pamięci. Przy tej okazji przyznała również ,,Zasadniczo nie rozumiem wierszy, nawet tych, które sama piszę”.

    Następnie zawiązała się żywa dyskusja pomiędzy poetką a uczestnikami spotkania. Justyna Bargielska opowiedziała nam między innymi o swoim zamiłowaniu do nieznanej w szerszych kręgach literatury. Dowiedzieliśmy się również, że traktuje ona swoje wiersze nie jak własne dzieci, ale zaledwie znajomych – po napisaniu uwalnia je i puszcza w świat, nie interesując się ich dalszymi losami.

Fotograf: Agnieszka Baczewska
    Po upływie niespełna dwóch godzin spotkanie dobiegło końca w miłej atmosferze luzu i rozbawienia, na którą uprzednio wpłynęła zaskakująca prostolinijność i poczucie humoru naszego gościa. Podejrzewam, że w drodze powrotnej do domu wiele osób podobnie jak ja, zadawało sobie pytanie: Dlaczego w powszechnej opinii zajmowanie się poezją wydaje się być tak poważne, podniosłe i niedostępne dla szarych mas? Jak to możliwe, skoro poznana tego dnia poetka, ta gubiąca się we własnych słowach i nieco nieśmiała, aczkolwiek uśmiechnięta i budząca sympatię kobieta okazuje się być tak podobna do nas? Te przemyślenia dobitnie uświadamiają nam tę pozorną oczywistość, że poezja tworzona jest przez ludzi i dla ludzi; wówczas przestaje ona budzić respekt i staje się nam o wiele bliższa.


Urszula Drwęcka

czwartek, 8 listopada 2012

Recenzja z wyboru wierszy "Wyszedłem szukać" Leopolda Staffa przygotowanego przez Justynę Bargielską



Kiedy ostatnio byłam w mojej ulubionej księgarni, zobaczyłam tomik wierszy wspaniałego pisarza, Leopolda Staffa. Zatopiłam się w lekturze jednego z pierwszych utworów, "Ciąg żurawi". Wpadłam we wspaniały nastrój, wywołany piękną plastyką języka mistrza, Staffa. Ogarnęła mnie nostalgia. Przypomniałam sobie film "Lecą żurawie”, gdzie płacząca dziewczyna, grana przez Tatianę Samojłową, właśnie dowiaduje się, że umarł jej kochany Borys. Ciąg żurawi, ukazujący się na zakończenie tego filmu, przejawia nadzieję, że znajdzie ona jeszcze raz swoją wielką miłość i połączy się z nią, jak te piękne ptaki, na całe życie.  
Przewróciłam kilka kartek tomiku. Moim oczom ukazało się posłowie, w jego pierwszych zdaniach zauważyłam pewną dysharmonię między wierszami Staffa a skomplikowanymi metaforami przedstawionymi przez panią Justynę Bargielską.  Jakoś razi mnie film Jima Jarmuscha skonfrontowany z pięknem świata wierszy Staffa. Możliwe, że autorka chciała nas w pewien sposób zaintrygować takim połączeniem, ale Jarmusch i Staff to dwa różne światy. Z pewnością lepszym pomysłem byłoby bardziej klasyczne nawiązanie do  idei humanizmu, które zachęciłoby czytelnika posłowia do sięgnięcia po ten wspaniały tort, jakim jest niniejszy tomik poezji. Zagłębiając się w posłowie, jego autorka pięknie przedstawia sprawiedliwego Staffa, piewcę protestanckiego etosu pracy, który obecnie jest dla nas odżywczy i bardzo przydatny. W końcu ktoś musiał napisać, że rzeczą świętą nie jest ubóstwo, lecz praca przynosząca nagrodę, zadowolenie i miłość. W swoim posłowiu Justyna Bargielską, uważa, że poezja Leopolda Staffa nie pozwala mózgowi się zestarzeć. W tym miejscu trzeba dodać jeszcze jeden bardzo optymistyczny akcent tej poezji, skoro trenuje ona nasz mózg, to zmusza nas ona do jego używania. Twórczość poetycka, w której kryje się tajemnica pożądania i miłości tak pisze Pani Bargielska.
 Nie można przybliżyć poezji choćby, tak wielkiego mistrza jak Staff ogółowi. Tym ciężej zrobić to, przyrównując ją do filmu Jarmuscha, w którym przerażająco często widzimy ogłupiające miny  Bill Murray. Chyba łatwiej byłoby zapoznać szersze grono osób z twórczością Staffa, mając na podorędziu idee humanizmu. Mimo wszystko poezja jest zawsze uczta bogów. Tylko nieliczni mogą zaczerpnąć tego łyku ozdrowieńczej ambrozji. Poezja była, jest i będzie niszowa.

                                                                                 
 Joanna Wójcik



piątek, 2 listopada 2012

Sprawozdanie ze spotkania z Justyną Bargielską


„Justyno, Justyno zostaw marginesik”


   Rankiem 9.11.2012r. nieco zaspani, ale podekscytowani czekaliśmy na wizytę poetki, Justyny Bargielskiej. Spotkanie, jak zwykle, odbywało się w czytelni biblioteki szkolnej. Na tę okazję sala została przystrojona. Dało się poczuć ciepło od zapalonych świeczek, które ułożone były na każdym stoliku. Unosił się tam także przyjemny zapach świeżo parzonej kawy i herbaty. Pani Justyna Bargielska i koordynatorka "Szkoły z poezją" już czekały na nas, uśmiechając się przyjaźnie. Każdy zasiadł na miejscu i spotkanie rozpoczęło się. Od razu urzekło nas poczucie humoru naszego gościa.
  Pani Justyna rzucała żartami jak z rękawa rozśmieszając nas przy tym. Przeszliśmy do czytania wierszy. Pierwszym z nich był wiersz " Co było złote". Dyskutowaliśmy o tym co zainspirowało poetkę do napisania tak interesującego dzieła. Następnie przeszliśmy do wiesza "Kolego, kolego, zostaw marginesik". Tytułem było sławne powiedzenie kierowców w CB Radiu. Ponoć w czasie jazdy, gdy powiemy to magiczne stwierdzenie, kierowcy tirów zostawiają dla nas trochę miejsca do wyprzedzenia ich. Jednakże nie o to chodziło w wierszu. Utwór poruszał głównie tematykę relacji z matką. Pająk, który pojawił się w tekście oznaczał odcięcie się od matki. Wiersz nawiązywał również do śmierci ukochanej piosenkarki Justyny Bargielskiej - Amy Winehouse.
   Później pojawiło się pytanie ze strony naszej koleżanki dotyczące tego, czy spojrzenie autorki
na swoją twórczość zmieniło się po wydaniu tomiku. Odpowiedź była jednoznaczna. Poetka
przyznała, że tak, ponieważ wiele rzeczy może się nauczyć od ludzi, którzy więcej wiedzą od niej i
mogą dzięki rozpowszechnieniu jej wierszy wypowiedzieć się na ich temat. Jednakże nie raz jest
zadziwiona opinią niektórych ludzi.
   Zapytaliśmy również poetkę o to, kiedy zaczęła pisać. Odpowiedziała ze śmiechem, że jej
pierwszy samodzielny wiersz powstał, gdy miała 6 lat. Był o kwitnących jabłoniach. Niestety zaginął.
Potem pisała zawsze na imieniny rodziców (Marka i Cecylii), którzy mieli swoją uroczystość w ten sam
dzień. Po kilku latach jednak z tego wyrosła.
   Kolejne pytanie padło z ust naszej koleżanki. Pytała czy z tego zawodu da się wyżyć?. Pani
Justyna odparła, że każdy ją o to pyta i myśli , że jest to piękny zawód, ale ciężki. Jeżeli miałaby się
tego utrzymać musiałaby więcej pisać prozą, ponieważ lepiej się sprzedaje.
   Pytaliśmy również o początki kariery poetki. Opowiedziała nam jak trudno było jej się wybić z
pierwszym tomikiem. Zaznaczyła, że nie należy się poddawać, bo tylko wysiłkiem i determinacją
można do czegoś dojść.
   Rozmawialiśmy również o jej książce, w której umieściła twórczość Leopolda Staffa.
Opowiedziała nam jak bardzo ceni tego poetę i jak trudno było jej się zdecydować na to, co może
znaleźć się w tomiku. W końcu zdecydowała się na najbardziej znane i najbliższe jej sercu wiersze.
Spytaliśmy czy jeszcze raz będzie chciała podjąć takie przedsięwzięcie. Okazało się, iż nie zamierza
więcej tego robić, ponieważ nie jest polonistą i ekspertem i trudno jej jest oceniać jakiegoś innego
poetę.
   Oczywiście naszym starym zwyczajem musieliśmy zapytać o stronę graficzną książki. Okazało
się, że grafikę wykonywała koleżanka Justyny Bargielskiej, Iwona Chmielewska. Nasz gość dał jej tylko
wskazówki dotyczące tego co ma się na niej znajdować.
   Na koniec spotkania autorka mogła zobaczyć swoją podobiznę narysowaną przez naszą
koleżankę Biankę Kopejkin. Bardzo się ucieszyła z takiej niespodzianki. Spotkanie zakończyliśmy już nie zaspani, ale pełni pozytywnej energii. Bardzo przyjemnie było poznać tak sympatyczną osobę i jej piękną twórczość.

M.Ż

czwartek, 1 listopada 2012

Sylwetka Justyny Bargielskiej


Imię i nazwisko: Justyna Bargielska

Zawód: Poetka, prozaiczka

  Pani Justyna Bargielska zadebiutowała w 2003 roku swoim tomikiem „Dating session”. Potem jej kariera potoczyła się bardzo szybko. Wszystkie jej utwory ujrzały światło dzienne. Wydała kilka tomików, które doceniono tak bardzo, iż jej twórczość została przetłumaczona również na język słoweński i angielski.

  Pani Justyna wydała oprócz wierszy, także swoją książkę „Obsoletki”. Pisze w niej o stracie rodzicielskiej, łamiąc tabu tego tematu błyskotliwymi spostrzeżeniami i charakterystycznym dla niej poczuciem humoru.

  W bieżącym roku (2012) wydała swoje ostatnie jak dotychczas dzieło „Bach for my baby", z którego mieliśmy zaszczyt na własne uszy usłyszeć wiersze czytane przez autorkę.


Poetka została nagrodzona wieloma nagrodami: 

*Nagrodą Literacką Gdynia 2010

*Nagrodą Literacką Gdynia 2011 w kategorii proza
Autor: Bianka Kopejkin

Otrzymała również liczne wyróżnienia:

*finał Nagrody Literackiej NIKE 2011

oraz

* nominowanie do Paszportu Polityki 2011

Ale pozostaje najważniejsze pytanie. Co dokładnie napisała Justyna Bargielska?

Poezja

• Dating Sessions
• China Shipping
• Dwa fiaty
• Bach for my baby

Proza

• Obsoletki


Nasze wrażenie o Justynie Bargielskiej?

Bardzo ciepła, miła, interesująca osoba, mająca ogromne poczucie humoru i dystans do siebie!

Jej poezja oczywiście zachwyciła nas!

M.Ż

czwartek, 18 października 2012

Bullerbyn w Teatrze Polskim

       
        

Dwudziestego drugiego października, o dziesiątej rano, publiczność składająca się głównie z dzieci i młodzieży co do jednego miejsca wypełniła salę kameralną . Młodzi widzowie przyszli na jeden z "Czynnych poniedziałków" organizowanych w Teatrze Polskim. Czynne poniedziałki są np. wystawami, koncertami czy pokazami filmów. Ja wybrałam się na czytanie "Dzieci z Bullerbyn" - książki napisanej przez Astrid Lindgren w 1947 i znanej chyba każdemu, kto chociaż raz był dzieckiem . Spektakl wyreżyserowany został przez Annę Ilczuk. Bierze w nim udział szóstka aktorów- grają szóstkę bohaterów ze szwedzkiej powieści (troje jest dziećmi z "zagrody środkowej" dwoje z zagrody północnej oraz Ollem - z zagrody południowej). Aktorzy przez dwie godziny grają, opowiadają i czytają wybrane przygody np o urodzinach Lisy, o wyprawie do sklepu wujka Emila i o opiece nad siostrą Ollego- malutką Kerstin. Aktorzy przedstawiają te historie tak ciekawie, że mam wrażenie, jakbym towarzyszyła im podczas tych fenomenalnych przygód... zdaję się, że reszta widzów - dzieci, młodzież i ich opiekunowie czują podobnie, ponieważ wszyscy jesteśmy zupełnie zaskoczeni, gdy ostatnia historia dobiega końca.
Bardzo podoba mi się to, że organizowane są spotkania propagujące literaturę, również wśród najmłodszych odbiorców. Taka forma czytania sprawiła mi wielką przyjemność - z wielką chęcią ponownie przeczytam lekturę trzecioklasistów... 

   ...może nawet na głos?





                                                                                                           Katarzyna Czerniak

poniedziałek, 15 października 2012

Wywiad z Elżbietą Golińską


 Piotr Śliwiński, krytyk literacki stwierdził, że ,,Intymne uczucia szukają intymnego środka wyrazu". Czy recytując na scenie wiersz, nie odczuwa pani, że tracą one na intymności?

  (długa chwila zastanowienia) ­­­Nie wiem... Kiedyś po spektaklu przyszła do mnie dziewczyna i zapytała, czy to fair, że mnie podgląda w tej mojej intymnej chwili, z prawdziwymi zwierzeniami, do których nie zostawiam sobie dystansu. Czasami zastanawiam się, czy mam prawo przywłaszczyć sobie Szymborską, aby była taka intymna. Nie wiem. To widownia musi sobie odpowiedzieć na takie pytanie.
  To już 10 lat, kiedy na Uniwersytecie Wrocławskim z okazji międzynarodowej konferencji zmierzyłam się po raz pierwszy z dłuższą formą poetycką na scenie. Przygotowałam kilka wierszy z tomiku " Chwila". Miałam tremę. Na widowni ludzie z całego świata. Znawcy literatury polskiej, tłumacze... To było jedno z najniezwyklejszych przeżyć w moim zawodowym życiu. Długie, niekończące się rozmowy, komplementy ,podziękowania za piękny wieczór zachęciły mnie do stworzenia spektaklu z myślą o teatrze. I stało się! Powstała "Chwila" na małej scenie w Rekwizytorni. Dobrałam inne, ulubione wiersze i znowu z tremą, zagrałam premierę. Nie mam już lęku że nie znajdą się ludzie chcący słuchać poezji.
  Cieszę się, że mogę dzielić się z publicznością tym wieczorem, tą chwilą. Wiem, że najczęściej przychodzą tu ludzie, którzy chcą tu być, wśród wierszy ulubionej poetki . Ostatnio zapytała mnie młoda osoba: "Przyszłam sprawdzić, czy poezja jest dla mnie, bo dotychczas nie umiałam jej przeczytać, traktowałam ją jak gazetę, nie rozumiałam.". Pytam więc, jak jej ten sprawdzian wyszedł, a ona odpowiada, że wróci do domu i sięgnie po książkę.
  Ten spektakl jest dla mnie ważny. Nie używając zbyt dużych słów, jest jednym z moich najważniejszych doświadczeń spotkania z drugim człowiekiem. I ten drugi akt, czyli spotkania po spektaklu. Piękne i wzruszające! Bardzo je lubię .
  Często słyszę, że ktoś nie umie przeczytać poezji, że nie ma czasu, a dzięki temu spektaklowi okazało się że rozumie i znajdzie chwilę by sięgnąć po tomik. Ja też nie wszystkie utwory rozumiałam od razu. Do tej pory niektóre wiersze są dla mnie "zamknięte ". Musiałam dojrzeć ". Wszelki przypadek” stał się moim ulubionym po tym jak profesor Miodek poprosił mnie o przygotowanie właśnie jego, do programu "Ojczyzna ­polszczyzna "

 Podjęła się Pani bardzo trudnego projektu, trzeba mieć w sobie siłę i jednocześnie wrażliwość. Zauważyłam, że w pewnym momencie zaszkliły się Pani oczy.

  Tak, tak się zdarza. Po prostu są pewne tematy, które mnie prywatnie poruszają i dlatego nie mam możliwości, by stanąć sobie z boku i tylko wyrecytować. Wiersz we mnie również coś uruchamia. No i mam problem, co zrobić, żeby się nie rozryczeć (śmiech), bo to by było dużo za dużo.

 Czyli tu nie chodzi o to, aby nie odejść od scenariusza?

  Nie! Jakbym się rozpłakała, to już bym pewnie tak szlochała i szlochała. Nie sądzę aby widownia była zainteresowana moimi spazmami. Nie po to się tutaj spotykamy. Kiedyś pracowałam z takim wspaniałym reżyserem z Petersburga, Jurijem Krasowskim. To było jedno z najpiękniejszych moich spotkań w teatrze, naprawdę dla mnie ważnych. Miałam w spektaklu monolog, który bardzo mnie wzruszał, bardzo lubiłam go mówić jak mi tak łzy leciały. Jurij przyszedł raz na próbę i mówi "NIE TY! NIE TY! NIE TY! ANI! ANI! (z jęz. rosyjskiego „oni”) Nie ty masz płakać! Oni mają płakać! Masz tak zagrać, żeby widowni chciało się płakać! Ale nie tobie!" Pamiętam do tej pory, jak on do mnie mówi "NIE Elżbieta, nie ty, nie ty!". Na ten spektakl przyszła recenzentka i przyznała się do łez, gdy słuchała monologu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Na salę wchodzi Pan z obsługi, widać że jest zniecierpliwiony przeciągającym się spotkaniem. Pani Elżbieta serdecznie się z nami żegna, zbliża się noc i pora wracać. Goni nas czas, praca, szkoła. Ważne, by w tym wszystkim znaleźć czas na "Chwilę".






Magdalena Kwiatkowska

niedziela, 14 października 2012

„Nic o mnie nie wiesz”


     Marta Podgórnik w swoim tomiku poezji trafnie opisuje codzienność. W wierszach pani Marty występuje zwykły człowiek, któremu życie daje nieźle w kość, lecz został on wyposażony we wściekły i długotrwały upór. Ta osoba jest bezradna wobec świata oraz swojego losu. Niekiedy jest znudzona swoją ziemską egzystencją, nieprzerwanie oczekuje zmiany biegu wydarzeń, jakiegoś impulsu do dalszego działania. By lepiej poznać siebie oraz otaczający świat, przeprowadza trudne oraz bolesne rozmowy z innymi ludźmi. W tle niektórych utworów ukazuje się śmierć, która jest traktowana jako nieodłączny element naszego istnienia.

     Mimo trudności z interpretacją niektórych wierszy, mam pozytywną opinię na temat tego tomiku. Jest on uniwersalny, ponieważ każdy z nas może utożsamić się z podmiotem literackim. Chyba nie ma wśród nas osoby, która nigdy nie zmagała się z niełatwymi pytaniami, często bez odpowiedzi, dotyczących naszego życia. Czytając tą lekturę, miałam czasem wrażenie, że autorka opisuje moją sytuację życiową. Widać ,że w życiu poetki dużo się działo. Pani Marta to prawdziwa, artystyczna dusza, która szarą codzienność potrafi ubarwić, a czasem nawet i przedstawić przez pryzmat ironii oraz dosadności.




K.Ł